Tak jak już wspominaliśmy, w tym roku z powodów obiektywnych, nie mogliśmy zawitać na Międzynarodowy Zlot Wartburga w Eisenach. Jednak od czego są znajomi?!
Tego typu, niemal relację na żywo zrobiliśmy po raz pierwszy i trzeba przyznać. że było to ciekawe doświadczenie. Czy wzbudziło zainteresowanie? Biorąc pod uwagę ilość wyświetleń, którą zaliczył nasz blog przez tych kilka dni, plasując się na poziomie ponad 2600 wejść to nasze doświadczenie sprawdziło się wyśmienicie.
Teraz wypadało by nieco podsumować i opisać przebieg tych dni. Nie ośmielę się zrobić tego za Jacka. Niech sam opowie Wam jak było...
Wyruszyliśmy w czwartek około 3:00 w nocy i po 8 godzinach jazdy, bez żadnych przygód dotarliśmy do Eisenach. Niestety, ale do granicy nieustannie towarzyszył nam deszcz, który na szczęście pozwalał bezpiecznie podróżować. Kolejne opady zaskoczyły nas ponownie na samym wjeździe do rodzimego dla Wartburgów, miasta.
Po umyciu i zatankowaniu samochodów, wyjechaliśmy na plac aby przywitać się z organizatorami i w przerwach między opadami rozbić nasz "polski sektor". Wieczór, pomimo zmęczenia spędziliśmy jak zawsze w doborowym towarzystwie przyjaciół między innymi z Niemiec, Holandii i Norwegii przy wspólnej "kolacji".
W piątek od samego otwarcia bram to jest o 8:00, śledziliśmy nieustannie przebywające kolejne Wartburgi z całej Europy, co w efekcie przyniosło rekord w ilości samochodów przybyłych na plac, w liczbie 300 pojazdów.
Resztę piątkowego dnia przeznaczyliśmy na wizytę na 57 Wartburg Rallye, gdzie pośród wielu legend rajdowych natknęliśmy się na pare samochodów z polskimi uczestnikami, których również udało się nam poznać - choć o tym nieco później...
O godzinie 16:00 udaliśmy się na Cosmodrom aby popatrzeć na legendy rajdowe w akcji, a nie tylko stojące okazale w pit'stopach. Tego samego wieczoru, udało się nam wylicytować okolicznościowy kieliszek. Trzeba przyznać, że tego typu aukcja, z której cały dochód zostaje przekazany na muzeum AWE w Eisenach to szczytna inicjatywa, za którą oczywiście wypadało wypić.
Po powrocie, niedzielny wieczór upłynął nam na wieczornym kinie i oglądaniu między innymi filmu z ubiegłego Heimweh.
Poniedziałek jak to bywa, musiał nadejść prędzej czy później, a z nim pakowanie się, wspólne pożegnania z uczestnikami, którzy zostali do samego końca oraz organizatorami dzięki którym wszystko to było możliwe.
Powrót przebiegł pomyślnie i po 7 godzinach szczęśliwej podróży o 20:00 dotarliśmy do Poznania.
Na koniec pozostaje mi podziękować Mojej Marcie za kolejny wspólny wyjazd, ogarnięcie tego czego my z Michałem nie zrobiliśmy, za to że wytrzymała z dwoma wariatami przez te 5 dni i pokonała z nami kolejne 1500 km aby zobaczyć to co my chcieliśmy obejrzeć, a Michałowi, za to że jak zawsze nie zawiódł i towarzyszył nam 9'ty raz z rzędu w tym ekscytującym wypadzie - chociaż już się obawiałem!
I tak właśnie kończy się nasza szalona relacja, której mogliście być uczestnikami przy nieocenionej pomocy Emitu. Trzeba przyznać, że kiedy umawiałem się z Jackiem odnośnie wysyłania zdjęć okraszonych słowem komentarza, nie sądziłem, że nasz przyjaciel wywiąże się z danego słowa w takim stopniu, robiąc to z niebywałą determinacją. Jednym słowem - DZIĘKUJĘ...
A tegorocznego Internationale Wartburg Treffen w Eisenach - Heimweh 2016.
Autor: Emitu & Kruchy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz