NIE KASOWAĆ!!!

środa, 4 lipca 2012

Internationale Wartburg Treffen - Eisenach 2008

Przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się na długo wcześniej, ale mimo wydatnej pomocy Kramera i Murdoka mój czerwony trup nie był gotowy. Pozostało zapakować się wraz z Asią, Ojcem w Merca i jechać w składzie: Kulka, Murdok, Ania, Kramer, Michaśka i Misieq.

Wystartowaliśmy późno, bo o 23:00 z parkingu Lidla w Pabianicach, ale taka godzina pasowała zarówno Tomkowi jak i Jurkowi.

Niestety z powodu sporej gleby w jedynym 1.3 w naszej ekipie, prędkością podróżną było 70km/h. Było to powodem pierwszego zgrzytu i focha, jakim poczęstował nas Murdok, twierdząc, ze on "pierdoli taką jazdę" i dłużej tak nie będzie jechał. Wraz Kulka ruszyli, wiec pierwsi. Nie zajechali daleko, kiedy szara 311'tka wywaliła cala wodę z układu. Potraktowani wcześniej wraz z Rafałem jak kula u nogi nie przejęliśmy się tym zbytnio i powoli sunęliśmy przed siebie.

Około 6:00 rano zaczęły się problemy z zasilaniem w benzynę w groszkowym 1.3 Dojechaliśmy do Zgorzelca i próbowaliśmy dojść do przyczyny tego stanu. Okazało się, że prościej będzie naprawić u pobliskiego gazownika zawór, który uniemożliwiał wcześniejsze nabicie butli. Z pośrednio naprawioną furą wtoczyliśmy się do Niemiec. Niestety ujechaliśmy jakieś 100 km, kiedy z powodu dochodzących dziwnych hałasów ze skrzyni, Kramer zdecydował się na powrót do kraju. Ryzyko było zbyt duże a prędkość rzędu 60-70km/h zbyt mała by ciągnąć to dalej.

Ruszyliśmy dalej, by jakiś czas potem otrzymać esa z informacją, że w Buniu ponownie wywaliło całą wodę i Jurek o dziwo potrzebuje naszej pomocy przy holowaniu. Brak jednak konkretnych koordynat i różnica w odległości uniemożliwiła nam szybką reakcję. W efekcie po kilkunastu minutach otrzymałem kolejnego esa o treści "Nevermind, Tomek mnie sholował". Brzmiało to jak kolejna pretensja do nas.

Po jakimś czasie przyszła jednak następna wiadomość z informacą o pękniętym bloku. Mnie ze zmęczenia i wkurwienia było już naprawdę wszystko jedno. Mimo dzielących nas kilkudziesięciu kilometrów, które trzeba było pokonać specjalnie, podjechaliśmy po Jurka. Na miejscu powitał nas wiadomością, że w to miejsce przywiozła go laweta za całkiem ciekawą sumę 110€. Nie pozostało nic innego jak zabrać go i ruszyć dalej.

Po 140km byliśmy wreszcie na miejscu. Nie zdążyliśmy, jednak dobrze rozbić namiotu, kiedy Murdok przyszedł zapytać, czy ojciec naszym mercem wraz z wypożyczoną laweta nie pojechałby po 311- tke. Nie pomogło tłumaczenie, że po 21 godzinach nie czuje się na siłach, że nie ma odpowiedniego prawa jazdy, że auto jest zbyt lekkie i słabe do takich zadań. Nie minęła jednak chwila, kiedy wpadł na kolejny genialny pomysł, aby po prostu dać mu auto do dyspozycji. Po odmowie, poszedł wiec foch ostateczny. Nie było ważne, ze mandat i koszty ściągniecia lawety z Wartburgiem, mogły przerosnąć możliwości finansowe Jurka, który przy dupie miał 50€. Z uporem maniaka twierdził, że wszystko, łącznie z ewentualnym uszkodzeniem auta - wyrówna. Zastanawiało nas, z czego, jednak to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ, Jurek przestał się odzywać.

Zamiast wspólnie ustalić jakiś realny plan działań, zachowywał się jak szczeniak próbując wymusić na nas swoje pomysły. Mimo, iż był w ciężkiej, nie do pozazdroszczenia sytuacji, nie było go nam szkoda. W końcu pierwszy zostawił kolegę potrzebującego pomocy, pokazując nam jednocześnie jak mamy postąpić i w jego przypadku. Do końca nie dostrzegał również swojego zachowania oraz faktu, że zaistniałe wydarzenia były tylko następstwem tych wcześniejszych.

Właściwie wszystko skończyło się dobrze. Bunia ściągnięto na lawecie dzięki Enricowi, który załatwił kierowcę wraz z autem. Właśnie tak trzeba było załatwić to od razu.

Dość jednak tego pieprzenia. Na zlot dotarliśmy późno, bo około 19:00 w piątek. Było już wtedy sporo aut. Po przywitaniu się z ekipa organizatorów i grupą poznaniaków, nareszcie mogliśmy wrzucić piwko i delektować się tą doniosłą chwilą. Szybka rundka z kamerą i sesja fotograficzna Asi, postawiła nas na nogi. Brakło niestety czasu na zaplanowane zwiedzanie miasta i zamku.

Sobota przywitała nas atrakcjami w postaci licznie przybyłych aut. Z godziny na godzinę przyjeżdżało coraz to więcej klasyków. Pełny przekrój modeli, wersji, roczników. Piękne 313-stki dopisały w tym roku, nie zabrakło również wersji camping czy nawet pickupa 311. Oczy przykuwały również Wartburgi 353. Wspaniały sedan z grudnia 67 roku o wiśniowym lakierze, którego mógłby pozazdrościć niejeden dzisiejszy samochód oraz urzekająco ciekawym i solidnym wykonaniem przeróbka pickupa 353.

Niestety większość VolksBurgów prezentowała przeciętny poziom. Oryginały z felgami Irmshera, bądź po prostu zwyczajne auta na codzień. Ciekawymi wyjątkami były dwa Wartburgi 1.3 - Srebrny i wiśniowy. Pierwszy koleszki o ksywie Krtk z niemieckiego forum Wartburga, który trzeba przyznać zrobiony był ze smakiem oraz wiśniowy potwór. Pod maską siedziała kultowa jednostka z Volkswagena o wiele mówiącej nazwie G40. Auto zdobił naprawdę dobrze dopasowany kompletny body kit i niesamowicie położony lakier, który doprowadzał do wrzenia. No może ten front nie, ale, po co się czepiać szczegółów.

Na zlocie pojawiły się również ciekawe auta z zeszłego roku. 1.3 Cult przesympatycznego Ronnego, który nie omieszkał pochwalić się kolejnym prześlicznym custom modelem oraz reprezentujący ten sam styl brązowy 353 kombi z charakterystycznymi nartami na dachu.

Naprawdę było, co oglądać. Popis dal błękitny Melkus, którego kunszt wykonania przyćmiewał pozostałe dwa egzemplarze. Z resztą jego właściciel chętnie go pokazywał i o nim opowiadał. Wierzcie, że było, co oglądać.

Oczywiście było również dużo zwyczajnych samochodów, które nie wyróżniały się z tłumu pozostałych niczym szczególnym. Jak zwykle były auta odrestaurowane, wręcz do przesady oraz egzemplarze w stanie naturalnym - oryginalny lakier miejscami wyblakły, podmalowany zbliżonym kolorem. Wszystko to jednak zachęcało do poszukiwania rodzynek w cieście lub, jak kto woli wisienek na torcie.

Polskie auta nie miały się, czego wstydzić. 311 Murdoka prezentowała styl auta w pełni oryginalnego i autentycznego. Przeróbka 312-tki Kulki, pewnie nie wywierała aż takiego wrażenia, biorąc pod uwagę inne tego typu hybrydy, ale trzymała poziom równie dobrze. Trzeba przyznać, ze Poznaniacy zaprezentowali bardzo ciekawe auta, szczególnie czerwone 1.3 Kombi Groszka i stylowe a zarazem intrygujące w pełni chromowane 353 Kombi Szymona.

Sobotni wieczór i związana z nim parada Wartburgów zakończyła dzień obfitujący w atrakcje. Natomiast nas czekał upragniony odpoczynek i dopełniający całości chłodny browar z pobliskiego Imbisu.

W niedziele wstaliśmy nadzwyczaj wcześnie. Poranna porcja materiałów a potem śniadanie. Koło południa mięliśmy okazje zobaczyć niecodzienne zakończenie zlotu. Przybyły na zlot Belgijski mnich - braciszek PAX, dokonał zbiorowego poświecenia przybyłych aut. Bardzo miła skądinąd ceremonia zakończyła się modlitwą odmówioną oczywiście po niemiecku.

Nadeszło nieubłagane i nieuchronne rozstanie. Pozostało tylko podziękować za wspaniałą organizację zlotu, niezastąpionemu Enrico Martin'owi i ruszyć przed siebie. W planach był zamek, jednak z powodu braku wolnych miejsc na parkingu zamieniliśmy go na muzeum Wartburga. Przyznam, że niestety nie zmieniło się znacząco - parę nowych folderów, tablic. Aut ubyło, co rozczarowuje, tak samo jak nadal uboga oferta muzealnego sklepiku z gadżetami. Mimo tego, z chęcią odwiedziłem to magiczne miejsce, aby wchłonąć dawkę odpowiednią na cały następny rok.

Reasumując - zlot należy zaliczyć do bardzo udanych. Według szacunków organizatora ponad 360 aut, co daje lepszy wynik w porównaniu z rokiem ubiegłym. Całość jeszcze lepiej zorganizowana, co przekładało się na bardziej logiczne rozplanowanie stoisk handlowych i gastronomicznych. Handlarze dopisali oferując i tym razem dość duży wybór części. Niestety zabrakło dodatków i akcesoriów służących do modyfikowania naszych wózków a szkoda.

Pozostaje, więc tylko podziękować za przybycie Murdokowi, Ani, Kulce, Miśqowi, Emitu, Agnieszce, Szymonowi, Michałowi, Jankowi, Agnieszce, Groszkowi z synem Robertem i rozpocząć przygotowania do następnego międzynarodowego zlotu Wartburga, który obchodzić będzie 10 rocznice istnienia - do zobaczenia.


Po kliknięciu w galerię zostaniesz przekierowany na stronę Flicr.com gdzie ekipa WR posiada własne konto. Fotografie są własnością Piotra "Kruchego" Kruszyńskiego. Wszelkie Prawa Zastrzeżone. Rozpowszechnianie jedynie za zgodą WartburgRadikalz.

Autorem relacji jest Piotr Kruszyński. Wszelkie Prawa Zastrzeżone. Rozpowszechnianie jedynie za zgodą WartburgRadikalz.com

Kruchy - Wartburg Radikalz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz